Zielony zwrot polskich spółek
Orlen – europejski czempion
Przodującym pod względem ambicji i wizji strategicznej koncernem jest Orlen. Płocka spółka pod wodzą prezesa Daniela Obajtka chce być jedynym polskim multikoncernem o globalnym zasięgu. W tym celu Orlen przejął Energę, Ruch, Grupę Polska Press, uzyskał od KE zatwierdzenie przejęcia Lotosu i chce przejąć PGNiG.
Plany skomasowania aktywów na polskim rynku naftowym, prowadzone w oparciu o płocki koncern, pojawiły się już przed laty, wraz z dojściem do władzy obozu Zjednoczonej Prawicy. Wtedy też zapowiedziano, że dwaj giganci polskiego sektora naftowego powinni się połączyć, by nie następowała wzajemna kanibalizacja w obrębie spółek Skarbu Państwa. Rola Orlenu od początku była wiodąca, to właśnie ta spółka miała wystąpić w roli przejmującego. Z czasem jednak płocka firma zaczęła rozszerzać swoje ambicje na podmioty spoza swego podstawowego pola działalności – Orlen (za zgodą KE) nabył bowiem 80% akcji Grupy Energa, stając się formalnie właścicielem gdańskiej firmy sektora elektroenergetycznego. Transakcja ta była ewenementem na polskim rynku paliwowo-energetycznym, a jej sfinalizowanie zabrało zaledwie 4 miesiące.
KE ostatecznie zatwierdziła plan Orlenu dotyczący Lotosu – uzależniła go jednak od spełnienia przez płocką spółkę szeregu warunków. Dotyczą one m.in.: zbycia 30% udziałów w rafinerii Lotosu (wraz z pakietem praw zarządczych m.in. do produkcji benzyny), sprzedaży ok. 80% stacji paliw Lotosu (dokładnie 389 stacji detalicznych w Polsce) oraz uwolnienia większości mocy zarezerwowanych przez Lotos w niezależnych magazynach (łącznie z pojemnością w terminalu naftowym).
Podczas procesu integracji z Lotosem, Orlen wzbogacił się także o największą sieć dystrybucji prasy w Polsce, czyli Ruch oraz o wydawnictwo Polska Press. Obecnie płocka firma chce przejąć również PGNiG. Takie zamiary można odczytywać jako plany stworzenia solidnego narzędzia do realizacji transformacji energetycznej. Wraz z nim wzrośnie oczywiście znaczenie płockiej firmy na świecie, ale podstawowa rola superkoncernu to zagregowanie sił, środków, know-how i potencjału do gruntownej przebudowy polskiej energetyki.
Zielony zwrot polskiej elektroenergetyki
W październiku 2020 roku PGE przyjęła nową strategię, która zakłada przede wszystkim osiągnięcie neutralności klimatycznej w roku 2050 oraz przestawienie produkcji energii elektrycznej na wyłącznie odnawialne źródła. Żeby zrealizować ten cel PGE zamierza rozwijać moce wytwórcze w energetyce wiatrowej oraz fotowoltaicznej, a także rozbudowywać swą infrastrukturę sieciową. Spółka chce również rezygnować z węgla. Już w 2030 roku udział źródeł nisko- i zeroemisyjnych w portfelu wytwórczym PGE ma wynieść 85%, a energia odnawialna stanowić będzie 50% generowanej energii. Grupa chce do 2040 roku dysponować parkiem farm wiatrowych o mocy ponad 6,5 GW oraz elektrowniami słonecznymi o mocy ponad 3 GW do 2030 roku. Nakłady inwestycyjne w perspektywie lat 2021-2030 wynieść mają 75 mld złotych.
Planami w zakresie zmniejszania ciężaru środowiskowego dysponuje też PGNiG. Spółka ta zamierza przeznaczyć w najbliższych latach 4 mld złotych na inwestycje w źródła odnawialne, co ma przełożyć się na powstanie 900 MW mocy w tych technologiach. PGNiG zamierza też intensywnie rozwijać segment bioenergii.
Koncepcję tzw. Zielonego Zwrotu przedstawił również Tauron. Firma ta zamierza w 2030 roku opierać swój miks energetyczny w 66% na aktywach nisko- i zeroemisyjnych. Do 2025 roku Tauron chce zbudować 300 MW mocy w farmach fotowoltaicznych i 900 MW w farmach wiatrowych. Ambicją śląskiej spółki jest również obniżenie własnej emisyjności o ponad 20% do 2025 roku. Pierwszym krokiem w tym kierunku było dokonane w roku 2019 nabycie pięciu farm wiatrowych o łącznej mocy 180 MW. Żeby sfinansować proces transformacji Tauron zdecydował się w 2020 roku na emisję obligacji o wartości 1 mld złotych.
Model niemiecki w aktywach węglowych
Transformacja w kierunku neutralności klimatycznej nie ominęła też polskiego sektora górniczego. We wrześniu 2020 roku polski rząd osiągnął przełomowe porozumienie z przedstawicielami górników w sprawie likwidacji kopalń Polskiej Grupy Górniczej. Całość przedsięwzięcia ma być szczegółowo uregulowana Umową społeczną, która będzie zaprezentowana w roku 2021. Jednakże już teraz wiadomo, że przeważająca część polskiego przemysłu wydobycia węgla kamiennego ma zostać zlikwidowana do 2049 roku.
Porozumienie zawiera szereg gwarancji dla górników, m. in. gwarancję zatrudnienia aż do osiągnięcia prawa do emerytury górniczej dla wszystkich pracujących pod ziemią lub w zakładach przerabiających węgiel w spółkach kontrolowanych przez państwo, którzy zatrudnieni są w dniu podpisania porozumienia, możliwość skorzystania z osłon socjalnych (urlop lub odprawa) oraz wniosek o zachowanie dostępu do złóż węgla kamiennego. Rząd zobowiązał się także powołać specjalną spółkę pracującą nad technologiami czystego węgla, pełnomocnika ds. transformacji terenów pogórniczych oraz fundusz inwestycyjny w oparciu o aktywa wygaszanych kopalń PGG. Celem spełnienia zobowiązań, rząd będzie zabiegał o zgodę KE na pomoc publiczną, która umożliwi funkcjonowanie kopalń PGG do 2049 roku (do tego czasu dotrwać mają tylko dwa zakłady).
Porozumienie zostało przygotowane w sposób podobny do tego, w jaki swoje kopalnie węgla kamiennego zamknęli Niemcy. Rząd w Berlinie już w 2007 roku podjął podobną decyzję, określającą koniec subsydiowania wydobycia węgla kamiennego na koniec roku 2018. Podobieństw między niemieckim a polskim modelem jest sporo. Przede wszystkim, widać rozdział między końcem sektora wydobywczego, a końcem sektora energetycznego opartego na węglu. O ile w Niemczech dwie ostatnie kopalnie węgla kamiennego zakończyły pracę w grudniu 2018 roku, o tyle jeszcze w 2020 roku w RFN podłączano do sieci nową elektrownię zasilaną tym surowcem – Datteln IV. Rząd w Warszawie posiłkował się też modelem niemieckim projektując specjalny fundusz inwestycyjny w ramach PGG – dokładnie takie samo rozwiązanie zostało zaimplementowane nad Łabą, gdzie działał tzw. RAG-Stiftung, czyli fundacja będąca w dyspozycji spółki RAG, będącej właścicielem dwóch ostatnich niemieckich kopalń węgla kamiennego w Bottrop oraz Ibbenbüren. Podmiot ten zajmuje się zabezpieczeniem i rekultywacją terenów pokopalnianych, rekompensowaniem ewentualnych szkód górniczych oraz dbaniem o tradycje i kulturę regionów wydobywczych a także o losy samych górników.
Polska „ekopropaganda”
Polska może czerpać doświadczenia od zachodniego sąsiada nie tylko jeśli chodzi o umiejętne zarządzanie sektorem górniczym. W ciągu ostatnich kilkunastu lat Niemcy potrafili bowiem również wypracować niezwykle sprawny mechanizm reklamowania swojej właśnie drogi transformacji energetycznej (Energiewende) i podkreślania jej atutów przy jednoczesnym zręcznym ukrywaniu wszelkich jej wad oraz niedociągnięć.
RFN zgrabnie zakamuflowała fakt, iż jest największym światowym konsumentem węgla brunatnego, przykrywając te dane ustawicznymi raportami sygnalizującymi m.in. wzrost generacji energii ze źródeł odnawialnych (nie zaznaczając jednocześnie, że w międzyczasie w Niemczech zamykane są przedwcześnie czyste, bo bezemisyjne elektrownie jądrowe) czy doniesieniami o zamykaniu kopalń węgla kamiennego (pomijając fakt, że działające niemieckie elektrownie węglowe przejdą na import surowca).
Polska powinna czerpać garściami z kunsztu i doświadczeń Niemiec na tym polu – nie dlatego, by coś ukrywać, lecz by nagłośnić swoje osiągnięcia w kwestii transformacji energetycznej oraz zerwać z wizerunkiem tzw. coal state.
Zaplanowany w Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku scenariusz transformacji energetycznej kraju polega w zasadzie na zbudowaniu drugiego, równoległego systemu elektroenergetycznego, skomponowanego ze źródeł niskoemisyjnych, który pozwoli przejść z etapu spalania paliw kopalnych na etap generowania energii elektrycznej z mocy o niewielkim ciężarze środowiskowym. Polska korzysta przy tym z całego wachlarza technologii (m.in. szerokiej gamy technologii odnawialnych, z technologii jądrowych, z technologii wodorowych, z energooszczędności itp.), a skala wyzwań, które podejmuje pozycjonuje transformację tą na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o projektu gospodarcze w XXI wieku. Sam fakt nakładów inwestycyjnych potrzebnych do zrealizowania tego przedsięwzięcia – szacowanych przez niektórych na ok. 2 biliony złotych – pokazuje, jak wielką skalą cechuje się ten proces. Dlatego też warto rozreklamować fakt jego wdrażania.
Warto w tym momencie zaznaczyć, że komunikacja dotycząca transformacji energetycznej powinna odbywać się nie tylko na zewnątrz, ale także i do wewnątrz. Polskie społeczeństwo będzie ponosić istotną część kosztów tego procesu – dlatego też warto jasno wytłumaczyć, dlaczego tak głęboka przemiana przeprowadzana w tak zawrotnym tempie jest potrzebna. Inaczej wzrasta odsetek ludzi niezadowolonych i wrogo nastawionych wobec tej koncepcji, co z kolei sprowadza ryzyko spowolnienia transformacji ze względu na zachodzącą w ramach działań demokratycznych zmianę rządów polegającą na przekazaniu steru władzy ugrupowaniom przeciwnym przemianie polskiej energetyki.
Autor: Jakub Wiech, zastępca redaktora naczelnego Energetyka24