Pustyni nie będzie
Tak zaczyna się apel opublikowany 11 września na stronie www Polskiej Akademii Nauk, sygnowany przez krąg znamienitych uczonych. Już jego tytuł robi wrażenie: „Ponury scenariusz dla polskich lasów: czeka nas drastyczna zmiana przyrody”. Tydzień wcześniej na kanwie informacji agencyjnej PAP, powstałej jeszcze na podstawie materiału szykowanego przez PAN do publikacji, media podchwyciły gorący temat, ubarwiając go na własne potrzeby.
Kiedy medialne wizje sięgnęły poziomu armagedonu, prof. Andrzej M. Jagodziński, dyrektor Instytutu Dendrologii PAN w Kórniku, jeden z inicjatorów apelu, uznał, że czas zabrać głos w tej sprawie: „Nie grozi nam wylesienie, tylko wyparcie jednych gatunków przez inne, a w konsekwencji rewolucyjna zmiana ekosystemów” – wyjaśniał profesor na stronie internetowej Instytutu PAN.
Leśnicy dostrzegają problem nie od dziś, nie od dzisiaj przebudowują lasy w Polsce – nie omieszkał zauważyć szef kórnickiej placówki. W miejsce drzewostanów sosnowych czy świerkowych rosnących na żyznych siedliskach wprowadzają np. dęby, buki, lipy i klony, czyli gatunki drzew, dla których te warunki są optymalne - stwierdził. Niewątpliwie sytuacja jest poważna, skoro rewolucyjna zmiana miałaby dokonać się „za życia obecnych 40-latków”.
Azot w przesycie
W ekspertyzach, których ostatnimi laty nie brak, akcentuje się skutki systematycznego wzrostu stężenia CO2 w atmosferze. Mniej uwagi poświęca się następstwom depozycji (przenoszenia się i osadzania) pierwiastków i związków, dostających się do środowiska z atmosfery. Szczególnie ważną rolę odgrywają w tej mierze związki siarki i azotu. O ile tzw. kwaśne deszcze, czyli opady o odczynie kwasowym, zawierające produkty spalania paliw w przemyśle i energetyce, w naszym kraju straciły na znaczeniu wraz z wprowadzeniem ostrych rygorów odsiarczania spalin, o tyle nierozwiązany pozostaje problem nadmiaru azotu.
Prof. Jarosław Socha z Wydziału Leśnego Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie ocenia, że w latach 40. ub. w. średnia depozycja azotu w całej Europie Środkowej utrzymywała się w granicach 2,5-3 kg/ha rocznie - dziś w Polsce wynosi średnio ponad 9 kg/ha rocznie. Następstwem tego są groźne zmiany (eutrofizacja) w ekosystemach wodnych i lądowych. Nadmierna dawka azotu przyspiesza wprawdzie przyrost drzew, ale w parze z tym nie idzie rozwój równie okazałych systemów korzeniowych. Zanika pożyteczna mikoryza, za to uaktywniają się niebezpieczne patogeny grzybowe. Takie drzewostany są mniej odporne na niedostatek wody i susze, częściej zamierają (zainteresowanych zachęcamy do lektury wywiadu z prof. Jarosławem Sochą w „Głosie Lasu” 7-8 2019 r.).
Na kogo wypadnie…
„Przetrwa jodła pospolita, buk zwyczajny, jesion wyniosły, dąb szypułkowy i dąb bezszypułkowy” – przewidują, na podstawie danych meteorologicznych, naukowcy podpisani pod apelem PAN. Natomiast Aldona Perlińska, naczelnik Wydziału Ochrony Lasu DGLP, bierze pod uwagę także czynniki biotyczne i tak komentuje obecność trzeciego z wymienionych na tej liście gatunków:
- Od bez mała dwudziestu lat jesion wyniosły, gnębiony chorobą Chalara fraxinea, bardzo intensywnie zamiera. W naszych szkółkach praktycznie już nie produkujemy jego sadzonek, siłą rzeczy, nie trafia też do upraw, bo ginie w każdym wieku, nawet we wczesnych stadiach rozwoju. Nie tylko my zmagamy się z tym problemem. Podobnie jest w całej Europie. Potężne problemy ma Francja, gdzie jesion, u nas mający niewielki udział w składzie gatunkowym drzewostanów, stanowi aż 15 proc. I wciąż nie udaje się wyprodukować odmian odpornych na tę chorobę. Ale też nie przesądzajmy – być może wreszcie sytuacja się zmieni i z jesionem będzie tak jak kiedyś z jodłą. Przed laty wieszczono rychły jej koniec w polskich lasach – dziś jej populacja rozwija się nadspodziewanie dobrze.
Podobnie widzi tę kwestię Krzysztof Rostek, naczelnik Wydziału Hodowli Lasu: - Nie obserwujemy obecnie żadnych symptomów ustępowania choroby jesionów. Pewne nadzieje na lepszą przyszłość daje Leśny Bank Genów Kostrzyca, w którym zgromadzono nasiona jesionów, zebrane z drzew, które okazały się odporne na tę infekcję. Na razie depozyt ten czeka na lepsze czasy – kiedy tylko sytuacja poprawi się, stanie się fundamentem przywracania naszym lasom tego cennego gatunku, na siedliskach wilgotnych wręcz nie do zastąpienia. Podobnych zmartwień przysparza nam, wywoływana przez grzyby, grafioza zwana też holenderską chorobą wiązów. Ale, uwaga, obecnie wiązy, o ile tylko sadzić je pojedynczo, mają się całkiem dobrze. Może tak samo będzie z jesionem? - mówi naczelnik Rostek.
Aldona Perlińska zwraca uwagę, że także dąb, w powszechnym mniemaniu uosobienie siły, nie zawsze potrafi oprzeć się skutkom zmian klimatycznych. W słynnych Dąbrowach Krotoszyńskich pozyskuje się obecnie wielkie masy drewna z silnie osłabionych drzewostanów, cierpiących z powodu nasilającego się niedoboru wody na tych terenach, cechujących się dość specyficznymi warunkami glebowymi. Na drzewach w najlepsze żerują szkodniki wtórne - rozwiertki, wyrynniki czy opiętki.
Niepokojące wieści płyną z Dolnego Śląska, np. z Nadleśnictwa Miękinia (RDLP we Wrocławiu), gdzie schną tamtejsze, kiedyś okresowo zalewane, dąbrowy. Za sprawą suszy nie dostają już dawnej obfitej dawki wody. - Mając to na uwadze, trochę się dziwię, skąd bierze się wiara, że dąb przetrwa. Może tak się stanie, i bardzo by mnie to cieszyło. Ale kto zaręczy, że zachowa podobną do obecnej pozycję pod względem udziału w składzie gatunkowym krajowych drzewostanów? To trochę wróżenie z fusów – komentuje pani naczelnik.
Wreszcie buk - czwarty z wymienionych w apelu ekspertów PAN kandydatów do uczestnictwa w misji przetrwania rodzimych lasów. Aldona Perlińska tak ocenia jego sytuację: - Do niedawna wydawało się nam, że to gatunek bardzo odporny na wszelkie choroby i szkodniki. Nie spotykamy na nim podobnie szerokiej gamy szkodników, jak na innych gatunkach drzew. Tym niemniej mamy już sygnały z północnozachodniej Polski, że buki zamierają tam bez symptomów działania szkodników czy chorób infekcyjnych. Prawdopodobnie i tu jedyną przyczyną tego zjawiska jest pogłębiający się deficyt wody - przekonuje.
Osłabienie drzewostanów widać w wielu przekrojach, choćby w takim, jak udział cięć sanitarnych w cięciach ogółem. Dziś w kraju stanowią one ok. 30 proc. całości cięć. Za poziom niepokojący uznaje się już 10 proc.
Szkodniki w natarciu
Historycznie rzecz ujmując, niegdyś gospodarka leśna była ukierunkowana głównie na użytkowanie lasu, mniej na hodowlę, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Teraz użytkowanie, owszem, jest ważne, ale nie najważniejsze - leśnicy starają się, by drzewostany odpowiadały siedliskom, były różnowiekowe, wielopiętrowe i zróżnicowane gatunkowo – na tym zasadza się rozproszenie ryzyka hodowlanego. Jeśli w takim drzewostanie przydarzy się, np. zamieranie jesionów, to przerzedzi się on, ale nie zginie - zostaną w nim inne gatunki, które wykorzystają tę okazję dla własnego rozwoju. W miejscach zdominowanych przez monokultury, ze zrozumiałych względów, tak już nie będzie.
Generalną konsekwencją zmian klimatycznych miałaby być wędrówka niektórych gatunków drzew na północ. Można spodziewać się, że wiele owadów zechce towarzyszyć swoim żywicielom w owej życiowej wyprawie. Możliwe jest pojawienie się również obcych gatunków organizmów, zawleczonych „przy okazji” międzynarodowego obrotu materiałem roślinnym, importu drewna, czy nawet ożywionego ruchu turystycznego. Wpuszczone na nowe tereny, mogą powodować poważne straty gospodarcze, ale też zagrażać gatunkom rodzimym.
- Tak naprawdę nie wiemy jak postępować ze szkodnikami zmierzającymi ku nam z południowej Europy. U siebie niekoniecznie stanowią istotne zagrożenie dla miejscowych gatunków drzew, bo też tamtejsze służby wiedzą, jak owe szkodniki trzymać w ryzach. My nie mamy podobnego doświadczenia – mówi Aldona Perlińska.
Presja gatunków obcych szkodników owadzich, różnego rodzaju organizmów oraz infekcji chorobowych jest już zauważalna. Pouczającego przykładu dostarcza ekspansja nicienia o nazwie węgorek sosnowiec, groźnego pasożyta drzew iglastych. Pochodzi z Japonii, ale dostał się do Kanady i na Półwysep Iberyjski (jak się przypuszcza, w importowanym drewnie iglastym). W Portugalii zdążył doprowadzić do zamarcia ok. 1 mln ha lasu, przekroczył granicę sąsiedniej Hiszpanii. Co szczególnie niebezpieczne, to gatunek typowy dla sosny zwyczajnej, zajmującej tak eksponowane miejsce w polskich lasach - tu znalazłby dla siebie doskonałe warunki do życia. Niewielkiego, trudnego do wykrycia nicienia przenosi żerdzianka sosnówka, chrząszcz z rodziny kózkowatych, notabene świetny lotnik.
- Z rosnącym niepokojem stwierdzamy, że owej żerdzianki spotyka się u nas coraz więcej, a więc osłabione sośniny tym szybciej padłyby łupem jej „pasażera”. Dmuchając na zimne, myślimy o wypracowaniu procedur postępowania z tym szkodnikiem. Zwłaszcza, że odnotowano już pierwsze przypadki jego obecności w paletach, które przybyły do Gdyni wraz z jakimś ładunkiem. Na szczęście, służby fitosanitarne wypatrzyły nieproszonego gościa – mówi Aldona Perlińska.
Co dalej?
Niewykluczone, że jeśli zmiany klimatu okażą się jednak drastyczne, przyjdzie odrzucić uprzedzenia co do niektórych obcych gatunków drzew. Pierwsza w kolejce do rozpatrzenia jest kandydatura daglezji zielonej, którą sprowadzono na ziemie polskie już w 1833 r. i na dobrą sprawę trudno dziś mówić, że jest u nas obca. Owszem, nie można zapomnieć, czym skończyło się otwarcie naszych lasów dla inwazyjnych gatunków w rodzaju robinii akacjowej czy czeremchy amerykańskiej, ale daglezja nie stwarza podobnych zagrożeń.
- Być może trzeba będzie sięgnąć po jeszcze inne narzędzia, inne gatunki. Obecnie, niektórzy naukowcy już sugerują nam, by zacząć próby z tzw. migracją wspomaganą, czyli na niewielką skalę prowadzić praktyczne doświadczenia z drzewami, charakterystycznymi dla południowej Europy – mówi Krzysztof Rostek. – Jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz. Mamy w ręku mocne atuty: kwalifikowaną bazę nasienną, zasoby Leśnego Banku Genów, nowoczesne szkółkarstwo czy dorobek badawczy.
Tak czy siak, przedwcześnie jest mówić w tej chwili o zamieraniu lasów w Polsce – zgodnie zapewniają moi rozmówcy w DGLP.
- Dla mnie największym bólem głowy byłoby, gdyby z sosną zaczęło się dziać coś niedobrego na naprawdę potężną skalę. Bo w naszych lasach nie ma dla niej alternatywy - zajmuje w Polsce najuboższe siedliska, które na przestrzeni dziejów „odpuściła” sobie gospodarka rolna. Gdyby sosna skapitulowała, byłaby tragedia. Na razie daleko nam do tego – podsumowuje szef Wydziału Hodowli Lasu.
Autor: Krzysztof Fronczak, Lasy Państwowe