Spalanie odpadów – (nie)chciany, ale niezbędny element systemu komunalnego

Inwestycje w nowe instalacje do termicznego przekształcania nienadających się do recyklingu odpadów resztkowych, choć nie są rozwiązaniem idealnym i docelowym, są dziś niezbędne, by zmniejszyć ilość śmieci kierowanych na składowiska i ukrócić część patologii na rynku.

Diagnoza

Spośród blisko 13 mln ton odpadów wytwarzanych każdego roku przez mieszkańców wszystkich miast i wsi w Polsce, ponad 4 mln ton nie nadaje się do dalszego przetworzenia. To tak zwany pre-RDF i RDF, czyli nienadające się do recyklingu resztki wydzielone w procesie sortowania w obsługującej gminę instalacji komunalnej. W większości są to małe, postrzępione fragmenty wymieszanych tworzyw sztucznych. Jako produkty powstałe z ropy naftowej są one łatwopalne i dlatego też ich składowanie, czyli przetrzymywanie na hałdach, zostało zakazane w 2016 r. Nadmiar tej frakcji, zwłaszcza jeżeli była ona zgromadzona w jednym miejscu i nienależycie zabezpieczona, mógł bowiem grozić fatalnym dla środowiska pożarem, a w mniej pesymistycznym scenariuszu: zanieczyszczeniem gleby i wyłączeniem zajętego terenu z użytku na wiele lat.

Co można więc począć z tą frakcją odpadów? W ostatnich latach jedyną legalną metodą zagospodarowania było jej zmielenie, a następnie spalenie tak powstałego paliwa alternatywnego w specjalistycznych instalacjach, tzw. instalacjach termicznego przekształcania odpadów komunalnych (ITPOK), powszechnie nazywanych spalarniami lub zakładami odzysku energii. Jest ich w Polsce niewiele, bo zaledwie 9 (w całej Europie jest ich 500 instalacji). Krajowe instalacje są gotowe przyjąć w ciągu roku ok. 1,1 mln ton odpadów.

Kosztowny balast

Co w takim razie dzieje się z resztą z 4 milion ton? Mniej niż milion ton trafia do cementowni, które podobnie jak spalarnie, używają paliwa alternatywnego do zasilania swoich rozgrzewanych do ponad 850 stopni Celsjusza pieców. Pozostałe „rozpływają się w systemie”, czyli są tymczasowo przetrzymywane w sortowniach, czekając na swoją kolej do spalenia, ewentualnie są eksportowane do zagranicznych instalacji, którym brakuje paliwa.

Nie jest to jednak optymalna sytuacja dla rynku, w którym popyt i podaż są tak zachwiane.  I to właśnie nadmiar tego problematycznego w zagospodarowaniu balastu najbardziej obciąża dziś samorządy i negatywnie rzutuje na cały rynek. Niestety, nie zanosi się, by odpadów miało ubywać. Jest wręcz odwrotnie, bo mimo najlepszych wysiłków na rzecz poprawy selektywnej zbiórki i rozwoju recyklingu, odpadów z roku na rok tylko przybywa. Dziś średnio wytwarzamy ich ok. 332 kg na głowę mieszkańca rocznie (dane GUS), podczas gdy w innych krajach europejskich jest to ponad 500 kg, a u rekordzistów (Niemcy, Dania, Norwegia) ponad 700 kg. Oznacza to, że bez podjęcia radyklanych działań, by rozwiązać problem nadpodaży paliwa alternatywnego i wytwarzania odpadów komunalnych, będzie ich tylko przybywać, co jedynie zwielokrotni obecne trudności i będzie dalej obciążać finanse samorządów.

Idealizm czy pragmatyzm?

Bezdyskusyjnie najlepszym rozwiązaniem tego problemu byłoby zmniejszenie liczby wytwarzanych odpadów, zwłaszcza tych, które dziś kończą jako paliwo alternatywne z powodu ich złego zaprojektowania (np. wymieszania kilka rodzajów plastiku).To dalekosiężny cel, który stawia przed sobą UE, mocno naciskając na wprowadzenie tzw. gospodarki obiegu zamkniętego. GOZ to model gospodarczy, w którym nacisk położony jest na ograniczenie marnotrawstwa surowców, oszczędność energii i przeprojektowanie procesów biznesowych tak, by jak najmniej oddziaływały one na środowisko, wspierając plan osiągnięcia neutralności klimatycznej przez UE.

Niestety, łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Żeby osiągnąć cel redukcji odpadów u źródła konieczne będzie przeprojektowanie produktów, które trafiają na rynek w taki sposób, by ich recykling był możliwy i możliwie najłatwiejszy. Reforma ta nie uda się również bez większego wsparcia dla branży recyklingu, określenia rygorystycznych wymogów dla producentów, którzy muszą w większym stopniu partycypować w kosztach przetwarzania ich produktów oraz poprawy jakości selektywnej zbiórki w gminach.

Sęk w tym, że są to rozwiązania długofalowe, niekiedy bardzo kosztowne i trudne w realizacji, które nawet w wielu dużo bardziej od Polski rozwiniętych krajach wciąż są bardziej na etapie planów i koncepcji, niż zaawansowanego wdrożenia. Nie napawa to optymizmem, zwłaszcza, że problem z zagospodarowaniem frakcji kalorycznej mamy dziś i – zanim przestawimy gospodarkę na model obiegu zamkniętego – będziemy się z nim zmagać prawdopodobnie jeszcze przez kilkanaście najbliższych lat. Musimy więc szukać rozwiązań, które nie grzebiąc dalekosiężnych celów recyklingu i GOZ, pozwolą nam możliwie szybko rozprawić się z problemem nadmiaru RDF.

Rozwiązania

Jak radzą sobie z tym inne kraje UE? Większość z nich ma dużo bardziej od Polski rozwiniętą infrastrukturę do termicznego przekształcania odpadów. W całej UE funkcjonuje ponad 500 takich instalacji, z czego ponad 100 w samych tylko Niemczech. Co ważne, mimo tylu ITPOK-ów nasi zachodni sąsiedzi mogą się pochwalić jednymi z najniższych poziomów składowania odpadów w UE. A warto wyjaśnić, że składowanie jest uznawane – zgodnie z unijną hierarchią postępowania z odpadami – za najbardziej obciążający środowisko, a przez to najmniej pożądany sposób ich zagospodarowania. Termiczne przekształcanie z odzyskiem energii stoi wyżej w tej hierarchii, choć plasuje się na gorszej pozycji niż recykling, ponowne wykorzystanie produktów i zapobieganie powstawaniu odpadów.

Nie ma co ukrywać, że inwestycje w spalarnie są kontrowersyjne i wzbudzają duży opór społeczny, zarówno wśród mieszkańców jak i aktywistów oraz ekologów. Ci pierwsi są zazwyczaj nieprzychylni takim inwestycjom, obawiając się negatywnego wpływu emisji z kominów na środowisko, spadek wartości nieruchomości sąsiadujących ze spalarnią i uciążliwości zapachowych. Przeciwnicy spalarni podkreślają też, że inwestycje te na lata betonują rynek odpadowy, bo gminy posiadające własną instalację nie mają żadnych zachęt, by pracować nad selektywną zbiórką, recyklingiem i redukcją powstawania odpadów. Spalarnia potrzebuje bowiem „wsadu”, by mogła działać, a ponieważ inwestycja zwraca się dopiero po kilkunastu latach, nikomu nie będzie zależeć, by redukować strumień zasilającego ją paliwa: ani władzom gminy, ani inwestorowi – przekonują sceptycy. Podkreślają też, że UE nie wspiera już inwestycji w ITPOK, które są źródłem emisji CO2, a przez to oddalają Wspólnotę od celu neutralności klimatycznej.  

Zwolennicy ITPOK odpowiadają, że obawy mieszkańców są niezasadne, bo zakłady termicznego przekształcania są ściśle monitorowane pod kątem emisji szkodliwych substancji, a określone w decyzjach środowiskowych limity są dużo bardziej restrykcyjne niż te obowiązujące w już funkcjonujących ciepłowniach opalanych węglem. Podkreślają też, że spalarnie nie wykluczają recyklingu, bo żadna gmina – ze spalarnią lub bez – nie zostanie zwolniona z obowiązku osiągnięcia 65 proc. poziomu recyklingu w 2035 r., a do termicznego przekształcania kierowane będą wyłącznie te odpady, których nie da się przetworzyć. – Spalarnie są prośrodowiskową alternatywą dla składowania odpadów, które emitują dużo bardziej szkodliwy dla klimatu metan (wynik rozkładających się resztek organicznych), a nie dla recyklingu – przekonują.

Czas na działanie

Niewykluczone, że sporu przeciwników i zwolenników rozwoju ITPOK nie uda się zażegnać. Mimo to konieczne jest podjęcie inicjatywy, by rozwiązać problem nadpodaży RDF w sposób sprawdzony i na skalę przemysłową, adekwatną do wolumenu odpadów na rynku. W praktyce oznacza to konieczność rozwoju ITPOK-ów oraz zwiększenia dopuszczalnych mocy przerobowych już istniejących instalacji, które mają techniczne możliwości przetwarzać więcej odpadów, niż określono to w obowiązujących decyzjach środowiskowych.

Potrzebę tę dostrzegają też rządzący, którzy wielokrotnie podkreślali, że choć spalarnie nie są najlepszym rozwiązaniem, to są konieczne, by domknąć obieg surowców i rozwiązać problem nadpodaży odpadów kalorycznych, a przez to zmniejszyć obciążenia finansowe gmin i mieszkańców, oraz przerwać patologie na rynku, np. nielegalne podpalanie problematycznych w utylizacji odpadów. Przedstawiciele resortu klimatu i środowiska szacowali, że w Polsce potrzebne byłoby od kilku do kilkunastu dużych instalacji (o przepustowości ok. 50-200 tys. ton rocznie), mogących zagospodarować łącznie 1-2 mln ton odpadów.

W rozwoju ITPOK rządzący upatrują też szans na czekającą nas w najbliższych latach modernizację ciepłownictwa powiatowego, które staje się coraz bardziej archaicznym (a przez to kosztownym) sposobem ogrzewania mieszkań. Kierunek wyznaczony przez UE jest klarowny: w większości tych zakładów konieczne będzie odejście od spalania węgla. Z tej perspektywy dywersyfikacja paliw i dopuszczenie do spalania lub współspalania paliwa z odpadów jawi się jako jedno z atrakcyjniejszych i bardziej uzasadnionych finansowo rozwiązań.

Potrzebna dywersyfikacja

Należy przy tym zaznaczyć, że – wbrew oczekiwaniom wielu samorządów, które często naiwnie i mylnie upatrują we własnej spalarni szans na rozwiązanie wszystkich problemów gospodarki komunalnej – w Polsce powinny powstać nie tylko duże instalacje obsługujące większe aglomeracje lub kilkadziesiąt gmin zrzeszonych w związku międzygminnym. Takich instalacji, jak przekonują eksperci, potrzeba zaledwie kilka, by uzupełnić „białe plamy” na mapie Polski i zagospodarować regiony, w których spalarni dziś brakuje. Tym sposobem należałoby domknąć system w największych miastach wojewódzkich (dziś instalacje funkcjonują w Białymstoku, Bydgoszczy, Koninie, Krakowie, Poznaniu, Rzeszowie, Warszawie, Szczecinie, Zabrzu).

Dopełnieniem systemu mogłyby być mniejsze instalacje projektowane „pod wymiar” konkretnej gminy, które uwzględniałyby lokalne uwarunkowania, w tym dostęp do infrastruktury tj. sortowni i sieci ciepłowniczej. Mniejsze, bardziej rozproszone i lokalne instalacje odzysku energii (o mocy od 4 do 6 MWt przetwarzające od 10 do 20 tys. ton odpadów rocznie), choć niespotykane na polskim gruncie, są rozpowszechnione w UE. Od lat z powodzeniem domykają one lokalną gospodarkę odpadami np. w Norwegii. Wśród 18 dużych instalacji zagospodarowujących tam rocznie ponad 1,6 mln ton odpadów znaleźć można też dużo mniejsze zakłady. Przykładem uruchomiona jeszcze w 2005 r. instalacja w miejscowości Rakkestad na południu Norwegii, do której trafia 10 tys. ton odpadów rocznie. Podobny zakład, przetwarzający 16 tys. ton odpadów o mocy 5 MWt funkcjonuje też na północy Norwegii w miejscowości Senja Avfall.

Wyzwania, bariery, problemy

Stawiając na rozbudowę ITPOK nie można jednak lekceważyć politycznych i gospodarczych trendów na poziomie UE. Inwestorzy muszą wziąć pod uwagę rosnące ryzyko nieopłacalności spalarni w przyszłych latach, na co wpływ może mieć m.in. zaostrzająca się polityka klimatyczna UE. Choć dziś trudno wyobrazić sobie, by większość krajów korzystających ze spalarni prędko odeszło od tej metody, to niewykluczone, że wraz z rozwojem recyklingu i wdrażaniem GOZ, Bruksela weźmie ITPOK-i na legislacyjny celownik, obciążając te instalacje coraz wyższymi kosztami działania, chociażby w postaci wyższych opłat za emisje CO2.

Na konkurencyjność ITPOK wpłynie też potencjalny spadek ilości nienadających się do recyklingu odpadów, które mają być stopniowo wykluczane z rynku - od 2030 r. zgodnie z unijnymi planem wszystkie opakowania trafiające na rynek będą musiały nadawać się do recyklingu lub ponownego przetworzenia. W efekcie opakowania zwożone do instalacji komunalnych powinny być dużo bardziej ujednolicone, co usprawni ich przetwarzanie i zmniejszy strumień paliwa alternatywnego kierowanego do spalarni.

Nie zanosi się też, by na tym miały się skończyć legislacyjne inicjatywy UE nastawione na ograniczenia powstawania odpadów i ponowne wykorzystanie produktów. Każda z takich regulacji, choć najprawdopodobniej korzystna dla środowiska, będzie skutkować zmniejszeniem zapotrzebowania na termiczne przekształcanie odpadów.

Tekst opracowany przez redakcję TOGETAIR